Polak – katolik
Tak się ukuło od wieków i funkcjonuje do dziś w postaci stereotypu stwierdzenie, że każdy Polak to katolik, a skoro tak, to musi on mieć ścisły związek z Kościołem i z całym zapleczem religijno-moralnym, który ten ze sobą niesie. Przemawiają za tym racje historyczne, które świadczą o skutecznej działalności Kościoła na przestrzeni dziejów. Podaje się również racje społeczne, jak na przykład wielka ilość wybudowanych kościołów, albo liczny udział Polaków w pielgrzymkach Jana Pawła II. Za nimi idą też dane socjologiczne, ot chociażby te z Gościa Niedzielnego, z 2005 r., który badając religijność Polaków podawał, że 95 procent z nich przyznaje się do wiary katolickiej. Oczywiście dużo do życzenia pozostawia wewnętrzne przyswojenie doktrynalno-moralnych prawd Kościoła przez polskich katolików, ale to już jest tajemnica działania łaski Bożej w każdym z nich, bo tu nie ma automatyzmu ani przymusu. Bóg daje czas i szanse życia, by powoli forsować swój plan czekając na ludzkie przyzwolenie. Tak było w histoii, tak jest i dziś. Przypatrzmy się temu bliżej.
Historycznie rzecz biorąc
Przekonanie o katolickości Polaka ma ściśle historyczne uzasadnienie, mocno związane z kulturą religijną służącą zachowaniu tożsamości narodowej. Polska jako państwo przyjęła chrzest poprzez nawrócenie ówczesnego władcy, Mieszka I, w 966 r., wraz z jego dworem. Oprócz religijnego, był to również akt polityczny, mający przydać znaczenia nowopowstającej państwowości. Proces chrystianizacji postępował stopniowo i powoli. Chrześcijaństwo przynosiło porządek instytucjonalny i moralny wobec braku dotychczasowej trwałej struktury państwowej i obyczajowej. Kościół przynoszący kulturę chrześcijańską stał się więc elementem jednoczącym i stabilizującym państwo oraz jego porządek prawno-moralny. Tak było również później, zawsze w obliczu zagrożeń państwowości: kiedy Polska była słaba, bo rozdrobniona na wiele innych księstw; kiedy wykazywała nieudolność rządzenia wobec szlecheckiego liberum veto, podczas najazdu szwedzkiego, czy w okresie rozbiorów. Właśnie podczas tzw. potopu szwedzkiego nastąpiły słynne Śluby Lwowskie króla Jana Kazimierza (1. IV. 1656 r.) poddającego Rzeczpospolitą pod opiekę Matki Bożej, królowej Korony Polskiej.
Polska Mesjaszem narodów
W drugiej połowie XVII w. kultura polska charakteryzowała się wprawdzie tolerancją religijną, przyjmując wyznawców innych religii prześladowanych z racji ich wyznania w ich własnych krajach. Jednak w obliczu powstania protestantyzmu i jego inwazji, Rzeczpospolita stawała się również bastionem katolicyzmu w ramach organizowanej przez Kościół katolicki kontrreformacji. W tamtym okresie właśnie zaczął powstawać ideał Polaka – katolika, który prawdziwie zaczął dopiero funkcjonować w okresie zaborów. Ideał ten miał nie tylko charakter religijny, ale również polityczny, bowiem wrogie Polsce państwa, m. in Szwecja i Rosja, miały inne wyznania państwowe. Również później, w okresie nieistnienia państwa polskiego, wśród Polaków, w wyniku oporu przeciw tradycyjnemu rosyjskiemu prawosławiu i pruskiemu luteranizmowi, ukształtował się stereotyp przynależności narodowej uzależnionej od wiary katolickiej. Apogeum tego była głoszona przez emigracyjne środowiska intelektualne filozofia mesjanizmu religijnego Polski, która łączyła tragiczne losy ojczyzny z odrodzeniem religijno-moralnym świata. Polska, podług tej filozofii, miała być narodem wybranym, Mesjaszem narodów, któremu przypadała szczególna rola w historii ludzkości. W okresie międzywojennym stereotyp Polaka – katolika sprzyjał łączeniu katolicyzmu z nacjonalizmem, a w okresie PRL-u nabrał charakteru antykomunistycznego. Symbolem tego ostatniego stały się słynne Śluby Jasnogórskie prymasa Wyszyńskiego (26. VI. 1956 r.) oddające ponownie Polskę w ręce Opatrzności Bożej i pod opiekę Matki Bożej Królowej Polski.
Współczesna walka o krzyż
Mając za sobą tak piękną przeszłość, która doprowadziła do wypracowania pewnych prawideł utożsamiających Polaka z wiarą katolicką, należało by się spodziewać kontynuowania tej linii i wykazania dojrzałości wiary samych Polaków. Byliśmy dumni z wybrania na Stolicę Piotrową naszego rodaka, który pokazał moc wiary naszego narodu. Cieszyło nas powstanie Solidarności i obecność w niej Kościoła, który wspierał słuszne żądania pracowników. Cieszyło również powstanie różnych partii politycznych składających się z ludzi dojrzałej wiary, którzy zaczęli nadawać nowe, chrześcijańskie oblicze polityce i życiu społecznemu. Pamiętna jest obecność Jana Pawła II w naszym parlamencie. Być może szło za dobrze i kiedy zabrakło papieża Polaka rzeczy zaczęły się szybko kruszyć. Oto dziś jesteśmy świadkami swoistej wojny o krzyż, który wykorzystuje się do prywatnych rozgrywek politycznych. Niesprzyjające wierze formacje polityczne wykorzystują ten moment do walki z krzyżem i wiarą domagając się zepchnięcia go z życia publicznego i schowania do zakrystii, niczym w czasach „walczącej komuny”. Aż strach pomyśleć co przyniosą następne lata. Oczywiście po ludzku rzecz biorąc przychodzi strach, bowiem Opatrzność Boża, nawet jesli zsyła doświadczenie, to czyni to w pewnym celu, by polska dusza katolika mogła znów się obudzić i przyznać do Boga.