Gdyby Jezus przyszedł dziś. Dobrodziejstwo Bożego Narodzenia
Już na samym początku trzeba podkreślić, że „gdybanie” nie jest w stanie zmienić zaistniałej rzeczywistości, choć zwraca uwagę na jej istotę. Fakt Bożego Narodzenia miał miejsce w czasie i okolicznościach przewidzianych przez Pana Boga od wieków i postawił człowieka w całkowicie nowej sytuacji przebywania w Bożej obecności, bez względu na to, kiedy i gdzie przyszło mu żyć. Na tym polega dobrodziejstwo Bożego Narodzenia. Niestety, nasze zabieganie, tradycje i przyzwyczajenia czasem przesłaniają sposób rozumienia tej prawdy, nie tylko próbując Panu Bogu narzucić naszą własną koncepcję, ale rozmijając się w ogóle z Jego przesłaniem. Stąd pytanie: Gdyby Jezus przyszedł dziś na świat, czy nie zburzyłby nam samych świąt? Jak więc Pan Bóg chce, by one wyglądały? Kiedy uprzytomnimy sobie, jak Boże Narodzenie dokonało się w historii, zauważymy, że Bóg czasem burzy wszelkie ludzkie schematy wskazując na istotę rzeczy. Tak było kiedyś, tak jest i dziś.
Czy tak miało być?
„Dzisiaj w Betlejem wesoła nowina”, śpiewamy w popularnej polskiej kolędzie wyrażając radość z przyjścia Chrystusa na świat w postaci Bożej Dzieciny ponad 2000 lat temu. Przepiękna religijna atmosfera świąt oraz ciepło bijące ze słów wielu kolęd i pieśni bożonarodzeniowych sprawiają wrażenie, jakoby to przyjście Jezusa było bardzo wyczekiwane, proste i cukierkowato słodkie, i chociaż niektóre kolędy przypominają nam o jego smutnej i twardej rzeczywistości, nic jednak nie jest w stanie zakryć jedynego w swoim rodzaju przesłania Boga, które chciano w nich zawrzeć: Syn Boży przyszedł na świat, by rozpocząć swój marsz ku zbawieniu człowieka. I z tego wynika cała radość Betlejem, mimo dalekiego od domowych wygód żłóbka.
Czy to i właśnie takie przyjście Chrystusa było chciane i wyczekiwane? Na pewno przez Boga, który w ciągu wieków przygotowywał swój lud poprzez proroków i konkretnych ludzi, by mogli odczytać wolę Bożą i przyjąć powierzoną im misję. W końcu, kiedy czas stał się sposobny, (co ewangelista wyraził w sformułowaniu: „kiedy czas się wypełnił”), mimo skomplikowanej sytuacji polityczno-społecznej oraz ciężkich warunków środowiskowych, „Słowo ciałem się stało i zamieszkało między nami”.
Na pewno jednak nie takiego przyjścia pomazańca Bożego spodziewali się wtedy, zarówno żydzi i ich przywódcy religijno-społeczni, jak i okupujący ich terytoria okupanci rzymscy wraz z kolaborantami. Ci pierwsi, od dawna bowiem krzewili ideę wyzwolenia narodowego spod jarzma rzymskiego pod przywódctwem religijnego Boskiego wybawcy kosztem przelania ich krwi; ci ostatni z kolei, nie przejmowali się tym, choć ich kolaboranci obawiali się tego przyjścia i planowali zgubę Mesjasza. To tłumaczy rzeź niewiniątek w Betlejem zorganizowaną przez sprawującego władzę w imieniu Cezara – Heroda Wielkiego. Jedynymi przygotowanymi na to przyjście Jezusa, w bardzo skromnych i surowych warunkach, zdawali się być ludzie codziennej, ciężkiej pracy, o prostych i szczerych sercach: pasterze, rybacy, pobożny lud, który wierzył proroctwom Bożym i z utęsknieniem wyczekiwał Mesjasza. Reszta obawiała się utraty władzy, majątku czy znaczenia; była zbyt zajęta, by rozpoznać przyjście prawdziwego Boga.
Czy tak ma być?
Być może należało czekać z tym przyjściem Mesjasza na lepsze czasy i warunki? Myślisz, że Pan Bóg by tego nie wiedział i nie przewidział? Zresztą, jak można się zorientować z historii, podobnie skomplikowane polityczno-społeczne czasy wraz z trudnymi warunkami były zawsze, również są i dziś; wtedy to przyjście nigdy by nie nastąpiło. Bogu jednak chodziło o znalezienie sposobu dotarcia do ludzkiego serca w różnych sytuacjach, w jakich przyjdzie ludziom żyć. Rozpoczynając od ludzi prostego serca chce zdobywać stopniowo serca pozostałych, szczególnie w tych, w których czuje się jeszcze niechciany. Dlatego Bóg wybrał właśnie tamten czas, tamto środowisko i taki sposób przyjścia. Historia tego przyjścia wciąż trwa w ciągle nowych pokoleniach ludzkich.
Dziś sytuacja polityczno-społeczna nie różni się wiele, a może jest nawet gorsza, ze względu na jaskrawe i globalne zwalczanie atmosfery Bożego Narodzenia w świecie. Zmienił się też poziom wyrachowania ludzkiego serca próbującego odrzucać lub oszukać Pana Boga. Na tym tle, zwykły zjadacz chleba ma dodatkowy kłopot w znalezieniu prawdy Bożego Narodzenia w kultywowanych tradycjach i zwyczajach, w których ważniejsza stała się forma, tak bardzo reklamowana w konsumpcyjnie nastawionych środkach masowego przekazu, że zapomniano o najważniejszym – jej treści. Dlatego z reguły pamiętamy raczej o tym, by były zrobione porządki w domu, ustrojona choinka, a pod nią w swoim czasie znalazły się prezenty, za którymi z taką pieczołowitością się uganiamy po godzinach pracy. Paradoksalnie, przygniatają nas swoją wszechobecnością znaki Bożego Narodzenia, napotykane w sklepach i na ulicach ozdoby, bombki, światełka, czy zabawki; zewsząd słychać pieśni, kolędy i pastorałki. Planujemy też szczegółowo wszystkie tradycyjne potrawy na stół wigilijny. Próbujemy wszystko zapiąć na ostatni guzik. Czy właśnie o to Panu Bogu chodzi?
A jak powinno być?
Ludzie prostego serca zdobyli pierwsi dostęp do Bożych tajemnic. To oni byli pierwszymi zwiastunami, którzy nie tylko potrafili je przyjąć, ale i podzielić się nimi z innymi, z racji swej pokory i prostolinijności serca. I to właśnie o to serce Panu Bogu chodzi. Wszystkie plany i przygotowania, a nawet samo zabieganie wokół świąt Bożego Narodzenia, mogą być znakiem wewnętrznej postawy miłującego Boga, ale nie muszą. Dlatego pierwszorzędnym zadaniem jest tu pytanie o miejsce Boga w ludzkim sercu. Dlatego Kościół sam przygotowuje się duchowo na Boże Narodzenie nawołując wszystkich wiernych do refleksji, być może uczestnictwa w rekolekcjach, odbycia spowiedzi adwentowej, specjalnego czuwania i modlitwy. Po tym dopiero całkiem swojsko i ciepło zabrzmią przepiękne kolędy, zasmakują tradycyjne potrawy, a w sercu zapanuje pokój, dla którego Jezus przyszedł na ziemię.