33 niedziela zwykła
16 listopada 2014
Prz 31,10-13.19-20.30-31; 1 Tes 5,1-6; Mt 25,14-30
Zbliżający się powoli koniec roku liturgicznego nastraja eschatologicznie nasze myśli karząc zwracać uwagę na to, co najważniejsze: na cel naszego życia, a w związku z tym, na jego jakość. Ma ono swoje nieustanne odniesienie do Boga, a właściwie do powtórnego przyjścia Jezusa na końcu czasów (nazywa się je „paruzją”), które to przyjście stosownie do przypowieści ewangelicznych będzie miało związek z sądem nad ludzkością. Wynikiem tego sądu nie mają się co martwić ludzie żyjący po Bożemu (w swiatłości), bo dla nich będzie to dzień wejścia do chwały Bożej. Gorzej będzie z tym, którzy są daleko od Boga. Św. Paweł nazywa ten dzień – dniem Pańskim. Mówi, że przyjdzie on jak złodziej w nocy, którego się nikt nie spodziewa, zachęcając tym samym do uważnego czuwania. Tym bardziej będzie wymagało ono tego czuwania, że ludzie wbrew rzeczywistości będą naokoło zapewniać o tym, że nic się złego nie dzieje, że jest pokój i bezpieczeństwo, ot chociażby te zapewnienia wysyłane dziś przez demokratyczne struktury współczesnego świata. Tymczasem uśpiony w ten sposób chrześcijanin może wpaść w pułapkę takiego ziemskiego „świętego spokoju”, i stać się ofiarą trwogi i przerażenia dnia sądnego. Ewangelia w przypowieści o pomnażanych talentach pokazuje postawę chrześcijan, którzy swoim świątobliwym życiem ukazują Boskie oblicze tego świata pomnażając jego dobra. Na tym tle, jedynie sługa, który zakopał swój talent w ziemi, może obawiać się powtórnego przyjścia Pana.