24 niedziela zwykła
13 września 2015
Iz 50,5-9a; Jk 2,14-18; Mk 8,27-35
Nie jesteśmy w stanie pojąć planów Bożych i w tym kontekście nie próbujmy dyktować Panu Bogu, co ma robić, by zbawić czy polepszyć stworzony przez Niego świat. On sam dobrze wie co z nim zrobić i wie jak go uleczyć: odpowiedzią jest męka, śmierć i zmartwychwstanie Syna Bożego, Jezusa Chrystusa, który zgodnie z ustanowioną logiką miłości oddaje się do dyspozycji swego Ojca dla zbawienia świata. Oto lekcja płynąca z lektury dzisiejszych czytań. Pokusa poprawiania Pana Boga czy doradzania Mu pojawia się w człowieku dość często, szczególnie w obliczu widzianych przez nas znaków tzw. bezsilności lub słabości Boga, tzn. wobec ogromu zła, która zdaje się panoszyć w świecie, albo ogromu niezawionionego cierpienia, które ogarnia cały glob ziemski. Niektórym nawet te otwarte, nierozwiązane po ich myśli problemy wystarczą, by w ogóle podważyć sensowność istnienia Boga, bo jak może być dobry Bóg, skoro jest tyle nieszczęścia i zła na ziemi? Z drugiej strony, widać jak jeszcze bardziej nieudolnie radzą sobie sami ludzie z tymi problemami, kiedy chcą Pana Boga w ogóle ominąć, próbując uporządkować świat bez Niego. Tymczasem już w Starym Testamencie czytamy, że Bóg zaczął przygotowywać swojego Pomazańca na ostateczne rozwiązanie wspomnianych problemów: „Pan Bóg otworzył mi ucho, a ja nie oparłem ani się nie cofnąłem. Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym mi brodę. Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem”. Odpowiedzią Pana Boga na nieposłuszeństwo człowieka po upadku grzechowym, jest posłuszeństwo Syna Bożego idącego na drogę krzyżową, by przywrócić pierwotną logikę Bożej miłości. W tej perspektywie, każdy kto próbuje Go poprawić, nawet jeśli to będzie sam Piotr, jest zwodzony przez szatana. Krzyż Chrystusa to droga zbawienia, a zostaniemy nią objęci, kiedy w wierze w Chrystusa zaczniemy Go naśladować dzwigając swój własny, codzienny krzyż.